Tytuł: Tysiąc odłamków ciebie
Autor: Claudia Gray
Ilość stron:351
Wydawnictwo: Jaguar
Z książkami Claudii Gray, a właściwie Amy Vincent spotkałam się początkiem tego roku. Na zagranicznych kanałach youtubowych rzucały mi się one w oczy i w końcu uznałam, że jednak przeczytać, skoro tyle ludzi to poleca. Po przeczytaniu w zasadzie całej serii po angielsku, wydawnictwo Jaguar ogłosiło, że wyda serię w Polszy. A potem polało się takie szambo, że oczy mi krwawiły, a mózg wylewał mi się uszami. Kiedy ludzie mają pretensje do autorki, że seria sci-fi nie jest sci-fi bo za dużo romansu i cała masa argumentów, które jeszcze wzmocniły moją niechęć do udzielania się w internetach.
Pierwsza część trylogii to całkiem dobre wprowadzenie do świata. Marguerite Caine jest córką wybitnych fizyków, więc od dziecka poznawała najodważniejsze teorie naukowe. Najbardziej nieprawdopodobną była ta, która mówiła o możliwości podróżowania między równoległymi rzeczywistościami. Jej matka skonstruowała urządzenie, które umożliwiało taką podróż. Firebird. Gdy ojciec Marguerite zostaje zamordowany, wszystkie dowody wskazują Paula Markova, błyskotliwego asystenta jej rodziców. Mężczyzna chcąc uniknąć sprawiedliwości, ucieka do innego wymiaru. Problem w tym,że mimo swojej błyskotliwości, nie wziął pod uwagę, że córka Caine’ów to uparta bestia i zamierza go znaleźć, a potem samej wymierzyć sprawiedliwość. W ten sposób zaczyna się jej podróż po innych rzeczywistościach, gdzie spotyka inne wersje siebie. Od wielkiej księżnej w carskiej Rosji, przez ekscentryczną bywalczynię klubów w futurystycznym Londynie, po mieszkającą w stacji oceanicznej naukowiec. Po drodze wdaje się w romans, który jest dla niej śmiertelnie niebezpieczny…jak i niesamowicie kuszący.
Krew mnie zalewała, kiedy czytałam, że to nie jest sci-fi tak jak mówili, że jest. Naprawdę…jestem jedynym blogerem, który pisze o książkach, który ma sakramencki problem z określaniem gatunków literackich, ale do ciężkiej cholery…TO JEST SCI-FI!
To wszystko nie musi się dziać w jakimś odległym kosmosie, w jakiejś galaktyce na pasie Oriona czy pies wie gdzie. Nadal spełnia warunki gatunku, bo aż sprawdziłam to z wujkiem Google. A kiedy już się wkurzyłam i zaczęła mnie pokonywać głupota – o dziwo nie moja – uznałam, że czas trochę napisać o książce.
Nie czytałam polskiego tłumaczenia, chociaż bardzo miło ze strony wydawcy, że zechciał mi podesłać papier. Bardzo miło. Generalnie postać Margie ( nie chce mi się pisać jej pełnego imienia, jest beznadziejnie długie i w ogóle …) jest wykreowana na upartą bestię, która nie da się wrobić w status idiotki w opałach. Ktoś wziął i zabił jej ojca to dziewczyna nie siądzie i nie będzie płakała tylko bierze los w swoje łapy. Z użyciem Firebirda, którego skonstruowała jej matka, zaczyna tropić między wymiarami mężczyznę podejrzanego o zamordowanie jej ojca.
Oczywiście w całej historii musiał być wątek miłosny, który sakramencko był naciągany, o czym zdążyłam napisać autorce (pani na twitterze jest bardzo kontaktowa, serio). Jednak poza słabym wątkiem miłosnym, na który można bez problemu przymknąć oko, książka napisana jest naprawdę dobrze i nie widzę powodu by obrzucać to takim hejtem czy krytykować złe dopasowanie do gatunku.
Z drugiej strony czego wy się spodziewacie po książkach dla młodzieży?
Ile ludzi, tyle interpretacji. Poza tym mam dla was taki pro tip: jak już się bierzecie za czytanie książek młodzieżowych to warto byłoby przemyśleć czy nie jesteście po prostu za starzy na taką tematykę i czy ty w ogóle jest wasz gatunek. I wtedy krytykujcie.
Za książkę w wersji polskiej dziękuję wydawnictwu Jaguar
Hasacz.